Czy geoinżynieria jest możliwa? Jak Rządy manipulują pogodą

Choć pomysł sterowania pogodą dla wielu brzmi absurdalnie i niewiarygodnie od co najmniej 60 lat jest już rzeczywistością! I potwierdza to nawet wyszukiwarka Google. Można np. za pomocą jodku srebra rozproszyć mgłę i wywołać deszcz, rozwiać specjalnym samolotem bądź zasiać je przy użyciu suchego lodu.

Australijscy naukowcy od 1901 roku usiłowali zapanować nad warunkami atmosferycznymi – przez długi czas bez rezultatów. Przełom przyniosły badania amerykańskiego zespołu: Vincentowi Schaeferowi, nobliście Irvingowi Langmuirowi oraz Bernardowi Vonnegutowi (bratu Kurta, słynnego pisarza) w 1946 roku udało się „wyczarować” ulewę nad masywem Mount Greylock w Massachusetts.

Niedługo potem w ramach projektu „Cirrus” samozwańczy władcy pogody sprowadzili huragan nad miasto Savannah w Georgii. Dosłownie.

Plan był bardzo ambitny: uczeni zamierzali opracować technologię, która umożliwiłaby wywołanie opadów w trakcie suszy, gaszenie pożarów deszczem na zawołanie oraz osłabianie niszczycielskich wiatrów. W październiku 1947 roku na celownik wzięli huragan o nazwie King, który oddalał się od lądu – zakładali, że nawet jeśli coś pójdzie nie tak, nikt nie ucierpi. Zbombardowali Kinga suchym lodem, co początkowo nie przyniosło żadnych efektów. Ale w pewnym momencie wiatr nagle zmienił kierunek i popędził w stronę miasta.

Wielu ludzi straciło dach nad głową, straty oszacowano na 23 MILIONY dolarów! O wszystko obwiniono naukowców, którzy bronili się, mówiąc, że podobne przypadki zdarzały się już wcześniej. Na próżno – obserwację utajniono, a wkrótce dalsze badania odłożono na półkę.

Tymczasem Brytyjczycy nie pozostawali daleko w tyle. Rząd na Wyspach na przełomie lat 40. i 50. XX wieku sfinansował projekt „Cumulus” mające na celu wywołanie deszczu. Osiągnięto przy tym spektakularny sukces, choć skutki były raczej opłakane. W nocy z 15 na 16 sierpnia 1952 r. miejscowość Lynmouth nawiedziły tak silne opady, że spowodowały groźną powódź. Zginęły 34 osoby. W ciągu doby spadło tam 230 mm deszczu – niewiele mniej niż w Polsce w ciągu pół roku.

Nie zniechęciło to światowych rządów do podejmowania dalszych prób. W kolejnych latach pojawiały się następne programy sterowania pogodą, m.in „Stormfury”, „Popeye”, czy osławiony amerykański HAARP. Szacuje się, że obecnie z technologii manipulowania klimatem i warunkami atmosferycznymi korzysta ponad 50 krajów!

Tak jak pisałem za pomocą jodku srebra, lub suchego lodu (zamrożony dwutlenek węgla) można „zasiewać chmury”. W Australii w latach 50. wykazano, że zasiewanie chmur jest efektywne w zmienianiu struktury i wielkości chmur i w przemianie przechłodzonej wody w cząsteczki lodu. Ilość opadów, którą można przypisać zasiewaniu trudno jest zdeterminować. Zasiewając chmury można również ograniczyć opady.

Jaka jest tego skuteczność? Wiele osób twierdzi, że minimalna, ja tutaj zacytuję z artykułu w Wikipedii: „Prognozy i naukowcy oszacowali, że operacje zasiewania chmur mogą zwiększyć opady nawet o 30 do 35 procent w czystej atmosferze i nawet o 10 do 15 procent w mętnej atmosferze.”

WSPÓŁCZESNE ZASTOSOWANIA

Azja
Największy system zasiewania chmur ma Chińska Republika Ludowa, która uważa, że zasiewanie prowadzone poprzez odpalanie w niebo rakiet z jodkiem srebra, tam gdzie deszcz jest pożądany, zwiększa ilość deszczu nad kilkoma coraz bardziej suchymi regionami, w tym również nad stolicą, Pekinem. Istnieje nawet polityczna przepychanka pomiędzy sąsiadującymi rejonami, które oskarżają się nawzajem o „kradzież deszczu” przy pomocy zasiewania chmur. Obecnie około 24 kraje praktykują operacyjnie zasiewanie chmur.

Chiny używały zasiewania chmur przed Olimpiadą w 2008 roku, by oczyścić powietrze z zanieczyszczeń, lecz powątpiewano w sukces tej operacji. W lutym 2009 roku Chiny również odpaliły laski jodku srebra nad Pekinem, by sztucznie wywołać opady śniegu po czterech miesiącach suszy. Opady śniegu trwały przez około trzy dni i doprowadziły do zamknięcia 12 głównych dróg wokół Pekinu. Pod koniec października 2009 roku Pekin twierdził, że doświadczył najwcześniejszych opadów śniegu od 1987 roku z powodu zasiewania chmur. Obecnie Chiny planują rozszerzyć ten program na powierzchnię 5,5 miliona km kwadratowych – czyli większą niż Indie.

Ameryka Północna
W Stanach Zjednoczonych zasiewanie chmur jest używane do zwiększania opadów na obszarach doświadczających suszy, do zmniejszania wielkości kul gradowych formowanych w chmurach burzowych i do rozpraszania mgły na lotniskach i wokół nich. Zasiewanie chmur jest okazjonalnie używane przez większe resorty narciarskie, by wywołać opady śniegu. Jedenaście zachodnich stanów i jedna kanadyjska prowincja (Alberta) obecnie mają w toku operacyjne programy zasiewania chmur. W styczniu 2006 roku rozpoczęło się, warte $8,8 miliona dolarów, przedsięwzięcie w Wyoming, by zbadać efekty zasiewania chmur nad łańcuchami górskimi Medicine Bow, Sierra Madre i Wind River, w tym stanie.

Afryka
W Mali i w Nigerze zasiewanie chmur jest prowadzone na skalę krajową.

To by było na tyle odnośnie najważniejszych informacji. Mam nadzieję, że tym postem udowodniłem Wam, że geoinżynieria nie jest żadną teorią spiskową, tylko faktami, co możecie łatwo znaleźć nawet w wyszukiwarce. Nie chcę tu poruszać tematu „chemtrails”, bo nie jestem w stanie stwierdzić czy jest to prawda, czy nie, ani tego czy jodek srebra jest szkodliwy (Według amerykańskiej Narodowej Agencji Ochrony Przeciwpożarowej stosowany na dłuższą metę może być szkodliwy).

Ten post jest prologiem do dalszych postów, w których będę pisał o ciekawych „teoriach spiskowych” dotyczących manipulacji pogodą.

Źródło: Ciężka Artyleria

Afera w Niemczech. Naukowcy popierali LOCKDOWN na zlecenie polityków

Od dawna powtarzam wszystkim ślepo zapatrzonym w naukę, że ona również podlega naciskom ideologicznym oraz politycznym, a koncerny i korporacje często ustawiają badania tak, aby przedstawiały to co one chcą by przedstawiały. Tak jest w tym wypadku.

„W niemieckim dzienniku „Welt am Sonntag” opublikowano artykuł, w którym opisano skandal związany z wywoływaniem koronapaniki za pomocą środków masowego przekazu w Niemczech. Tytuł brzmi „maksymalna kolaboracja”.

O skandalu w gigantycznych rozmiarach możemy przeczytać w „Welt am Sonntag”. Gazeta przedstawiła dwa artykuły, z których jeden był drukowany w wersji papierowej, a drugi został opublikowany na stronie internetowej dziennika.

W połowie marca ubiegłego roku w Niemczech wprowadzono pierwszy lockdown. Stało się tak za sprawą ministra spraw wewnętrznych Horsta Seehofera z CSU, który kierował się radami Christiana Drostena oraz Lothara Wielera, szefa Instytutu Kocha.

Po wprowadzeniu lockdownu obaj podtrzymywali jedną wersję wydarzeń: krajowi grozi katastrofa, jeśli nastąpi szybkie otwarcie i powrót do normalności. Obaj postulowali m.in. podtrzymanie lockdownu na Święta Wielkiej Nocy, czemu przeciwny był minister Seehofer.
Sprawą miał zająć się sekretarz stanu w resorcie, czyli Markus Kerber.

Kerber miał prosty plan: chciał zgromadzić czołowych naukowców z kilku instytutów badawczych i uniwersytetów. Razem mieli stworzyć dokument, który następnie posłuży jako legitymacja dla dalszych obostrzeń.

Kerber wysłał odpowiednią wiadomość e-mail do naukowców, którzy następnie spełnili jego życzenie. Zaledwie kilka dni po otrzymaniu prośby dostarczyli niezbędnych informacji do niejawnego artykułu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, który w możliwie najbardziej dramatyczny sposób przedstawiał zagrożenie, jakie stwarza koronawirus i który był powielany przez kolejne media.

Nakreślono w nim między innymi „najgorszy scenariusz”, zgodnie z którym, gdyby Niemcy nic nie zrobili, do końca mniemanej pandemii koronawirusa zginęłoby ponad milion ludzi w kraju.

„Welt am Sonntag” otrzymał obszerną korespondencję, która dokładnie pokazuje, co wydarzyło się między najwyższym kierownictwem ministerstwa, a naukowcami w tych krytycznych dniach marca 2020 roku.

Upublicznione materiały wskazują na to, iż Seehofer wykorzystywał swój autorytet do tego, by współpracujących z nim naukowców zatrudnić do celów politycznych, natomiast ci z radością przyjęli to zadanie powierzone przez szefa resortu.

Około 200 stron e-maili dowodzi zatem, że przynajmniej w tym przypadku naukowcy nie działali tak niezależnie, jak powinni i jak przedstawiał to od początku mniemanej pandemii rząd federalny, ale pracowali nad z góry określonymi założeniami, dla określonego przez polityków celu.

Obecny lockdown pod pretekstem kolejnej fali koronawirusa został zapowiedziany w Niemczech do połowy lutego, jednak już teraz pojawiają się informacje o tym, że – mimo kampanii szczepień – ma on zostać przedłużony, zapewne o kolejne dwa tygodnie (i tak w kółko – red.).”

Myślicie, że w Polsce było inaczej? Za posiadanie odmiennego zdania o tym co przyjęte w mainstreamie można dziś stracić pracę, albo nie otrzymać grantu na badania, więc większość lekarzy i naukowców siłą rzeczy zmuszona jest mówić to co chce rząd. A inni to w ogóle chcą się dzięki temu rozpromować, oraz wybić. W Niemczech był już przypadek prawniczki, która mówiła, że lockdown zabije więcej ludzi niż wirus, to ją szybko stamtąd wyrzucili.

Na poparcie pierwszego akapitu mojego postu pragnę przypomnieć w mocnym skrócie historię benzyny ołowiowej – przy której wielkie koncerny dla zysku zatruły miliony ludzi metalem ciężków, finansując przy tym badania, które wmawiały opinii publicznej, że beznyna ołowiowa jest bezpieczna. Znajdowała się ona na rynku przez 40 lat, dopiero w latach 70. wycofano ją z rynku.

Jak do tego doszło? Otóż celem było wyeliminowanie stukotów w silniku – skupiono się w tym celu na paliwie. Zastosowanie ołowiu miało je zapewnić. Pierwotne szacunki mówiły o tym, że jego opatentowanie i zastosowanie pozwoli zdobyć 20 proc. rynku i zarobić 3 centy na litrze. Ostatecznie zarobiono o wiele więcej.

Sukces nie był jednak oczywisty od samego początku. Właściwie to był on raczej niespodziewany. Gdyby bowiem uznać, że ludzie są racjonalni i cokolwiek wiedzą o świecie, trudno byłoby przewidywać, że będą masowo lać do baków truciznę, której szkodliwe właściwości znano od co najmniej 3 tys. lat.

Tymczasem wystarczyło kilkanaście lat, by 80 proc. benzyny wlewanej do baków w USA zawierało ołów. Wielu ludzi umarło z powodu zatrucia nią.

Początkowo nie brakowało ostrzeżeń. Najważniejsze skrupulatnie wyliczył Jamie Kitman, autor obszernego artykułu w magazynie „The Nation”. Naukowcy i fachowcy zwracali uwagę nie tylko na to, że ołów jest trucizną, ale także na jego „trwałość” i to, że kiedy raz dostanie się do środowiska, zostaje w nim na bardzo długi czas.

Pytanie rzeczywiście było trafne i podnosiło je wielu ekspertów. Nie mogło być inaczej, bo fatalne skutki ołowiu dla ludzi były dobrze znane. Wiedziano też, jak wygląda zatrucie pierwiastkiem, który jest silną neurotoksyną. Z pozoru więc sprawa mogła wydawać się przegrana. Lecz General Motors miał bardzo skuteczny dział marketingu, który przeprowadził mistrzowską rozgrywkę.

Zademonstrowano znajdując najbardziej podatny na korupcję urząd i poproszono go o zbadanie sprawy. Więcej o tym tutaj:
Dla zysku zatruli miliony ludzi. W Polsce też

Link do artykułu o przekupstwie naukowców:
Afera w Niemczech! Naukowcy popierali lockdown na zamówienie polityków

Coronavirus lockdown: German lawyer detained for opposition

Źródło: Ciężka Artyleria

Rząd poinformował ostatnio, że zakontraktował nie 45 milionów szczepionek, lecz aż 62 miliony

Podzielcie to przez dwa – bo szczepionkę podaje się dwa razy i to co mówił Niedzielski o „zaszczepieniu całej populacji 31 mln dorosłych Polaków” staje się jeszcze bardziej rzeczywiste.

Nie po to przecież tworzą centralny rejestr osób zaszczepionych, nie po to płacą od 60 do 100 złotych za jednego zaszczepionego, nie po to prezes Naczelnej Izby Lekarskiej groził, że lekarze kwestionujący szczepienia będą wzywani na dywanik, nie po to mówił też o zaangażowaniu w tę akcję cwelebrytów. Nie po to są też szykowane te benefity dla zaszczepionych – ich lista nie jest jeszcze ustalona i może, oraz jestem przekonany, że będzie się rozszerzać. Nie po to MZ ruszyło z badaniami, które mają sprawdzić dlaczego Ci nieufni Polacy nie chcą przyjąć tego „dobrodziejstwa”.

Niedzielski mówił, że wyszczepiać zaczną już pod koniec grudnia tego roku. W planach jest minimum 3,5 miliona MIESIĘCZNIE. Coraz częściej się słyszy także o 3 fali koronawirusa, mówił o tym sam Morawiecki, która rzekomo jest już w niektórych krajach, a w innych uderzy na przełomie lutego i marca. No pewnie. Trzeba wytworzyć zapotrzebowanie na szczepionki jak to mówił Pinkas.

W ostatniej rozmowie w RMF FM Niedzielski powiedział, że obostrzenia zniosą jak zaszczepi się co najmniej 15 milionów Polaków to rząd ogłosi to jako wielki sukces i będziemy mogli wracać do normalności.

„Jak uzyskamy na koniec roku odporność populacyjną, to też będzie można mówić o pewnej kategorii sukcesu – dodaje Adam Niedzielski. Populacyjna odporność to mniej więcej 50-60 proc. zaszczepionych ludzi. Jeżeli wyszczepilibyśmy 15 mln osób, to na pewno będziemy mogli zacząć funkcjonować w normalnych warunkach i potraktować koronawirusa jako grypę, która jest z nami co roku – mówi szef resortu zdrowia.”

Czyli po wyszczepieniu połowy populacji, wirus nagle stanie się równie groźny co grypa!? Czy zaszczepienie – z założenia i definicji – nie wpływa jedynie na rozszerzanie się zakażeń, a nie na stopień zagrożenia dla tych już zarażonych (wg słów Ministra – potencjalnie dla pozostałej połowy populacji)? Nagle moc wirusa osłabnie do poziomu grypowego?

Nie ma znaczenia to czy ktoś przeszedł już świruska czy nie – Niedzielski ozdrowieńców także zachęca do igiełki.

W Wielkiej Brytanii zaszczepiono już kilkadziesiąt tysięcy osób. Dopiero po tym jak u dwóch osób pojawiły się niepożądane reakcje to wstrzymano podawanie jej dla alergików. Nie przed tym faktem – choć w ulotce Pfizera jest o tym napisane, lecz po. Przypominam, że Pfizer miał wiele procesów, które przegrał, oraz przekupiał prawników, zastraszał lekarzy. A skutki uboczne mogą być w każdym odstępie czasu – za miesiąc/rok/dziesięć lat. I co wtedy? Co jeśli okaże się, że ktoś jest bezpłodny, bo wydaje mi się, że taki będzie tego cel? Przecież koncerny już się zwalniają od odpowiedzialności za to – pisałem o tym. W Polsce Minister Zdrowia zapytany o skutki uboczne odpowiedział, że takich nie będzie bo tak mówią mu eksperci. A jak będą to Unia Europejska wypłaci odszkodowania. Taaa, jedzie mi tu kurwa czołg?

Autor: Ciężka Artyleria